Nic co jest w tym pokoju nie jest idealne.
Obrazy na ścianie są krzywo powieszone.
Zasuszone kwiaty otoczone są kurzem.
Sznureczki przewiązywane na każdą świeczkę rozwiązały się i gdy nie są ułożone z odpowiedniej strony nie wyglądają za dobrze. To wszystko nieważne. To miejsce jest moje. Ma maje serce i moją duszę. Moja praca i zainteresowanie.
Gdy zaczęłam interesować się wystrojem wnętrz nie wiedziałam jak ten pokój ma wyglądać. Wiadomo, jak to kilka lat temu było, wszystko ma być białe, jasnoróżowe i delikatne. To się nie sprawdziło. Chwilę było biało i pusto, ale jakoś się w tym nie odnalazłam. Szukałam siebie. Swojego poczucia stylu. Nie poczucia, które było narzucane w internecie czy w gazecie promocyjnej Ikei. I odnalazłam to w zasuszonych kwiatach, drewnie i brązowym kolorze.
Nie zdawałam sobie sprawy jak ważne w kreowaniu mojej osoby jest właśnie praca nad moimi czterema ścianami. Dziś siędzę tutaj. Niby ten sam pokój lecz po białej pustce nie ma śladu. Niby ta sama ja, ale już nie tamta ja. Inna ja. Starsza ja. W MIARĘ świadoma ja. Świadoma tego jak ma wyglądać ten pokój i z każdym dniem bardziej świadoma tego jak ma wyglądać moje życie. Nie mówię, że już wszystko wiem. Bo nie wiem. Nie wiem wielu rzeczy, ale jestem już bliżej niż dalej dowiedzenia się o sobie wszystkiego.
Patrzę na to miejsce z największą dumą bo wiem, że to jak to teraz wygląda jest efektem mojej pracy. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mówię, że jest to najpiękniejszy pokój jaki widzieliście. Dla Ciebie napewno nie. Ale dla mnie tak. Mój pokój to najpiękniejsze miejsce dla mnie.
Każda rzecz mi coś przypomina, coś znaczy. Zasuszone kwiaty dostane od taty na 18-ste urodziny, lawenda, zbierana w wakacje dwa lata temu w cudowną sierpniową noc. Poduszki za 2 zł z ciucholandu i koc, kupiony w upalny dzień za 9 zł (szłam po mieście z wielkim kocem, był to czerwiec i wielki upał, wyglądałam conajmniej dziwnie). Lampki dostane od siostry, kupione w sklepie ze starociami. To wszystko tworzy mnie.
I moja ściana. Ściana z rzeczami, które zrobiłam sama w chwilach kreatywnych uniesień. Zdjęcia, kartki, pocztówki, moje rysunki - wszystko wisi krzywo jak już wspominałam, ale wszystko odzwierciedla moje poczucie stylu, mnie.
Zdaję sobię sprawę, że moment w którym będę zmuszona opuścić ten pokój na chwilę lub dłużej zbliża się wielkimi krokami. Czy się boję? Nie. Nie boję się. To miejsce do końca życia będzie moim wiejscem i choćbym miała cudowniesze pokoje w innych domach na końcu świata, ten pokój zawsze będzie mój bo tu przeżywam te wszystkie cudownie momenty, które związane są z młodością. Tu płaczę, tu się śmieję, tu tańczę gdy nikt nie patrzy i tu jestem w 100% sobą. To moje miejsce- to ja.
Obrazy na ścianie są krzywo powieszone.
Zasuszone kwiaty otoczone są kurzem.
Sznureczki przewiązywane na każdą świeczkę rozwiązały się i gdy nie są ułożone z odpowiedniej strony nie wyglądają za dobrze. To wszystko nieważne. To miejsce jest moje. Ma maje serce i moją duszę. Moja praca i zainteresowanie.
Gdy zaczęłam interesować się wystrojem wnętrz nie wiedziałam jak ten pokój ma wyglądać. Wiadomo, jak to kilka lat temu było, wszystko ma być białe, jasnoróżowe i delikatne. To się nie sprawdziło. Chwilę było biało i pusto, ale jakoś się w tym nie odnalazłam. Szukałam siebie. Swojego poczucia stylu. Nie poczucia, które było narzucane w internecie czy w gazecie promocyjnej Ikei. I odnalazłam to w zasuszonych kwiatach, drewnie i brązowym kolorze.
Nie zdawałam sobie sprawy jak ważne w kreowaniu mojej osoby jest właśnie praca nad moimi czterema ścianami. Dziś siędzę tutaj. Niby ten sam pokój lecz po białej pustce nie ma śladu. Niby ta sama ja, ale już nie tamta ja. Inna ja. Starsza ja. W MIARĘ świadoma ja. Świadoma tego jak ma wyglądać ten pokój i z każdym dniem bardziej świadoma tego jak ma wyglądać moje życie. Nie mówię, że już wszystko wiem. Bo nie wiem. Nie wiem wielu rzeczy, ale jestem już bliżej niż dalej dowiedzenia się o sobie wszystkiego.
Patrzę na to miejsce z największą dumą bo wiem, że to jak to teraz wygląda jest efektem mojej pracy. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mówię, że jest to najpiękniejszy pokój jaki widzieliście. Dla Ciebie napewno nie. Ale dla mnie tak. Mój pokój to najpiękniejsze miejsce dla mnie.
Każda rzecz mi coś przypomina, coś znaczy. Zasuszone kwiaty dostane od taty na 18-ste urodziny, lawenda, zbierana w wakacje dwa lata temu w cudowną sierpniową noc. Poduszki za 2 zł z ciucholandu i koc, kupiony w upalny dzień za 9 zł (szłam po mieście z wielkim kocem, był to czerwiec i wielki upał, wyglądałam conajmniej dziwnie). Lampki dostane od siostry, kupione w sklepie ze starociami. To wszystko tworzy mnie.
I moja ściana. Ściana z rzeczami, które zrobiłam sama w chwilach kreatywnych uniesień. Zdjęcia, kartki, pocztówki, moje rysunki - wszystko wisi krzywo jak już wspominałam, ale wszystko odzwierciedla moje poczucie stylu, mnie.
Zdaję sobię sprawę, że moment w którym będę zmuszona opuścić ten pokój na chwilę lub dłużej zbliża się wielkimi krokami. Czy się boję? Nie. Nie boję się. To miejsce do końca życia będzie moim wiejscem i choćbym miała cudowniesze pokoje w innych domach na końcu świata, ten pokój zawsze będzie mój bo tu przeżywam te wszystkie cudownie momenty, które związane są z młodością. Tu płaczę, tu się śmieję, tu tańczę gdy nikt nie patrzy i tu jestem w 100% sobą. To moje miejsce- to ja.
Komentarze
Prześlij komentarz