Hej! Dziś postanowiłam napisać wam kilka słów o moich studiach, a raczej historii tego jak to się stało, że w październiku zaczęłam jeden kierunek, a w czerwcu skończyłam pierwszy rok na innym kierunku, nie tracąc roku.
Zacznę od tego, że w 2017 roku ukończyłam liceum o profilu historia-angielski-j.polski i zdałam maturę pisząc rozszerzony polski, angielski i właśnie historię, na której opierałam swoją maturę wierząc, że mi się uda. Od drugiej liceum chodziłam co tydzień na dodatkowe lekcje, robiłam ćwiczenia, analizowałam mapki i zrozumiałam, ze totalnie nie mam talentu do języku angielskiego i nie jestem poetką, ale dobrze zapamiętuję daty i interesuję się tym co było. Matura zweryfikowała moje możliwości zdając polski rozszerzony na 82% (co było dla mnie ogromnym pozytywnym zaskoczeniem) język angielski rozszerzony na (chyba) 54%, czego się spodziewałam i UWAGA, historię rozszerzoną na równe 30% !!!! No i co teraz? Pamiętam w noc wyników matur siedziałam z mamą przy kuchennym stole i o 5 rano zastanawiałyśmy się co teraz. Od dziecka chciałam być nauczycielką, jak mama, dlatego pewna byłam co do pedagogiki wczesnoszkolnej i przedszkolnej, ale jednak chciałam by to był plan b. Wierzyłam, że może czas na ten kierunek jeszcze przyjdzie, a póki jestem młoda i na rachunku rodziców mogę pomyśleć o czymś bardziej wymagającym. Tak się stało, że psychologia pojawiła się w mojej głowie już w liceum, ale tam liczyła się biologia, której ja nie pisałam na maturze. Mimo to zaryzykowałam z moją nieudaną historią. Nie udało się. Początkiem lipca okazało się, że dostałam się na pedagogikę i w głębi serca się cieszyłam, ale czułam niedosyt. Znalazłam pracę i postanowiłam, że będę łączyć ten "lekki" kierunek z pracą. Miałam plan poprawiać maturę, ale szczerze mówiąc nie byłam tak zdeterminowana na tą psychologię a wiedziałam, że poprawa matury na własną rękę będzie trudnym zadaniem. Zapomniałam o psychologii i zaczęłam planować moje życie jako przyszła pani nauczycielka. Zaczął się październik i pierwsze dni na uczelni. Nowy Kraków, nowe miejsce i ludzie! Ludzie, którzy kochają dzieci- wszyscy. Zobaczyłam swój plan lekcji. Byłam przerażona, ale również zaskoczona i ciekawa. Muzyka w edukacji dziecka, plastyka w edukacji dziecka, animacja gier i zabaw, podstawy psychologii, emisja głosu. Wymagania na zajęcia: drewniany sopranowy flet, pastele, kredki, bibułki i wiele innych rzeczy, które miałam w półeczce w przedszkolu. Na początku wszystko było ciekawe i zawsze myślałam, że to coś dla mnie. Aż do zajęć z emisji głosu. Jak śpiewanie i grę na flecie przeżyłam, tak kontrolowanie dźwięków w głowie było dla mnie katorgą. Wstydziłam się, bałam się tego, że źle zaśpiewam na środku sali. Brzmi śmiesznie, ale bałam się muzyki. Wtedy był mój pierwszy kryzys. Wróciłam na mieszkanie i płakałam a mój współlokator zapytał co się stało. Jedyne co powiedziałam to to, że te studia nie są dla mnie i że chyba się pomyliłam. Na pedagogice robisz. Na wykładach tańczycie w kółku, podskakujecie do rytmu, malujecie i bawicie się w kwiaty. Trzeba być pewnym siebie. No sami pomyślcie, trochę średnio idzie nauczycielce, która się wstydzi mówić do ludzi. Logiczne. Momentem, kiedy miałam totalny mętlik w głowie był dzień kiedy jako pierwsza miałam przeprowadzić lekcję zabawy. Miałam być nauczycielem a moje koleżanki z grupy były moimi uczniami. Byłam zdziwiona gdy okazało się, że idzie mi całkiem nieźle. Nie wstydzę się, nie boję się reakcji koleżanek i nawet śpiewanie poszło mi sprawnie.
Równym tydzień po płaczliwym dniu wróciłam do domu na weekend. Pamiętam, że cały weekend grałam na flecie bo we wtorek miałam grać pierwszą piosenkę sama. O psychologii nie myślałam już od lipca, a warto dodać, że na czas rekrutacji założyłam nowy mail na którym miałam wszystkie studenckie sprawy. Od kiedy wiedziałam, że zakończyłam etap rekrutacji (czyli od lipca) nie wchodziłam na tą pocztę. Wstałam w niedzielę rano (dokładnie 12 listopad) i postanowiłam zapłacić za internet w którym musiałam podać adres mailowy. Stwierdziłam, że ten studencki będzie idealny bo i tak nie planowałam już z niego korzystać a myślałam, że będzie tam tylko sprawa internetu. Nieświadoma niczego zalogowałam się i zobaczyłam list od dziekana katedry psychologii. Gdy zobaczyłam słowa : "została Pani przyjęte z listy rezerwowej na kierunek psychologia, papiery proszę donieść tu i tu do godziny 12.00 ,dnia13 listopada" zgłupiałam. Poczułam ciepło w całym ciele i patrzyłam się na tą stronę, czytałam i myślałam, że ktoś sobie żartuje. 13 listopad to końcówka semestru! Co?! Jak mogą mnie przyjąć 13 listopada na studia. To są jakieś żarty. Okazało się, że nie są. Zostałam przyjęta ponieważ byłam trzecią osobą na liście rezerwowej i zrobiły się wolne miejsca. Czy długo myślałam o zmianie? Nie. Jadąc wieczorem w ten sam dzień do Krakowa już wiedziałam, że nie pójdę następnego dnia na zajęcia na pedagogikę, ale szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że już więcej się tam nie pojawię nigdy. Rano zaniosłam papiery, okazało się, że nie jestem jedyna. Poznałam parę dziewczyn, które tak jak ja były w szoku. Napisałyśmy grupowo maila do prowadzącego profesora i w odpowiedzi otrzymałyśmy słowa powitalne i informujące, że zostałyśmy wpisane na listę studentów, a od 20 listopada będziemy już miały sprawdzaną obecność.
Psychologia to całkowicie inna bajka niż pedagogika. Nikt nie tańczy, nikt nie nalega na dobre wymawianie głosek. Masz czytać, poznawać nazwiska i słuchać na wykładach. Nikogo nie interesuje czy ty piszesz czy śpisz. Liczy się egzamin. Pierwszy semestr był straszny. Na wykładach nie wiedziałam o czym jest mowa, ale wykładowcy to rozumieli i dawali nam "nowym" czas. Poznałam 3 inne dziewczyny, które tak jak ja były nowe i trzymamy się do dziś razem <3 byłam nam łatwiej razem. Mimo wszystko w miesiąc nadrobiłam notatki, wybrane rozdziały i pozdawałam kolokwia, które dopuszczały do egzaminu. Mimo moich starań nie obeszło się bez jednej poprawki (wprowadzenie do psychologii), ale tu również wykładowca na poprawie ustnej okazał się wyrozumiały i rozumiał, że w miesiąc trudno nadrobić semestr. Byłam ogromnie zdenerwowana, ale się udało. Zdałam i rozpoczęłam drugi semestr, który jest jak niebo i ziemia do pierwszego. Jestem po skończonej sesji, wszystko udało się zdać w pierwszym terminie i skończyłam z jedną oceną dostateczną, przy czym zaznaczę, że w semestrze zimowym miałam same dostateczne.
Podobno pierwszy rok najgorszy, a mi się udało i to z takimi wariacjami.
Na obecny moment nie wykluczam powrotu do pedagogikę jako drugi kierunek. Teraz jednak chcę skupić się na psychologii, która wymaga obycia z literaturą i nazwiskami a co za tym idzie- wymaga czasu. Są to studia, które mnie interesują i mam nadzieję, że za 4 lata powiem te same słowa, ale nie żałuję tej szalonej decyzji o zmianie. Co będzie to zobaczymy, ale póki co będę panią psycholog ;p
Komentarze
Prześlij komentarz